sobota, 20 października 2007

Zakupy, zakupy...

Wszyscy są szczęśliwi, bo udało się zrobić zakupy. Niektórym szybko, jeszcze innym szybciej. Każdy jest szczęśliwy, niektórzy są jeszcze bardziej szczęśliwsi z powodu szczęścia innych.

Dobra! Nie o szczęściu teraz piszę, tylko o ślamazarności, nieudolności ekipy z NewYorkera. Jak jest kolejka większa niż 3 osoby, to trzeba natychmiast wrzucić kogoś na drugą kasę, a nie się modlić o błogosławieństwo! Tutaj nie ma czasu na pierdoły, tu się robi pieniądze. Miejsce na kontemplację jest poza pracą. Czas to pieniądz, więc im więcej obsłużysz klientów, tym więcej będzie mamony. Oczywiście, że nie dla kasjerki/sprzedawczyni...
Stojąc w korku do kasy stwierdziłem, że może panią uda się wcisnąć do szafki która jest za nią. Nie wiem jak, ale może by weszła na siłę. Później stwierdziłem, że przed sądem będę się tłumaczył tym, że nie mam pojęcia skąd wziąłem ten pistolet. Ogólnie to najchętniej bym tą kasjerkę odstrzelił jak kaczkę, ale przecież to człowiek... i pewnie praktykant. Skoro praktykant, to dlaczego nie jest oznaczony plakietką "luzuj, ja się dopiero uczę" albo prościej "praktykant" ? I po kłopocie... szlag by mnie nie zaczął trafiać. Dobrze, że Słońce zaczęło świecić i ukoiło ciepłem moje zszargane nerwy. Prawda, jak to pogoda dobrze na człowieka działa ?

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

oj zazdroszcze Ci tego Twojego słoneczka, bardzo!

Anonimowy pisze...

cicho, babo, bo się wyda! :D
Podziękował :]