poniedziałek, 9 lipca 2007

Kiciuś jedzi na oparach !

Niezorientowanym tłumaczę, że "kiciuś" to pieszczotliwa nazwa mojego samochodziku, a nie kot narkoman wciągający klej. Skoro już wszyscy wszystko wiedzą, proszę czytać dalej.
Jako, że jestem naczelnym malkontentem kraju stwierdziłem, że pojazd którego prawie wielbię, pali za dużo. Stanowczo za dużo. Bęcwał potrafił spalić i 11,5L oleju op... znaczy napędowego w mieście. Szczyt, chamstwo i góralska muzyka! Mnie narażać na koszty ? Niech inni sobie więcej płacą, ja powinienem jeździć tanio, po to kiciusia kiedyś tam kupiłem. Bezczelny jednak raz dostał świra i rozprogramował mu się wtryskiwacz: szrot nie samochód, a Odra głęboka. Tłumaczenie serwisu : komputer przeszedł w tryb awaryjny. A co to, kurwa, Windows, czy co ? Jeszcze mi będzie moc tracił jak ja się zmagam z wyprzedzaniem traktora ? Tu moc i niutonometry grają rolę pierwszoplanową, a nie jakieś tryby awaryjne! Zabić się mam ? Już raz mnie jeden głup próbował pozbawić życia, ale ja kurewsko żywotliwy jestem. Oczywiście powtarzam wszem i wobec, że to ja będę decydował kiedy zamierzam zejść z tego ziemskiego padołu.
Wracając do mojego zwierzaka mechanicznego: podejrzewałem go o różne rzeczy, część się nawet potwierdziła, ale jako znany sklerotyk nie pamiętam o co go podejrzewałem i co zostało potwierdzone. Może to i dobrze. Co sobie będę makówkę zaprzątał jakimiś pierdołami, nie takie sprawy mi po głowie chodzą.

W ostatni weekend nie poiłem "kiciusia" ropą celem zajeżdżenia go do cna. Znaczy do suchego baku. Nie udało się! Opierał jak tylko się dało. Wskazówka - złotówka od poziomu paliwa opierała się już, więc jeździłem na oparach. Bym pewnie jeszcze tak dłużej pojezdził, ale jakoś nie w śmiech mi było stać w korku z być może zapowietrzonym układem paliwowym. Podobno nie powinno się tak stać, ale cholera wie... Różne rzeczy chodzą po ludziach. Zatankowałem, z mojej ukrytej beczułki, 5 litrów i dalej wyjeżdzam. Nie ma co żydzić : trzeba zatankować do pełna i dalej kontynuować "szaleńcze" jazdy "na emeryta". No właśnie, jazda "na emeryta" w moim wykonaniu mimo, że ruszam bardzo powoli, zmieniam flegmatycznie biegi, to i tak wyprzedzam wszystkich o kila długości samochodu. Chyba nie jestem jeszcze pośpiesznym emerytem ? Mam co prawda certyfikat przejścia na emeryturę, ale wyglądam młodo (czuję się znacznie starzej i zrzędzę).

Odnośnie zrzędzenia : udałem się dziś do miejsca masowego żywienia i zamówiłem tam pokarm. Wyłudziłem słoik musztardy, sztućce i rabat. Dziwna sprawa, ale panie zaprzeczyły moim talentom iż marudzę. A taki byłem przekonany o swoim darze...

Brak komentarzy: