piątek, 23 listopada 2007

Na granicy absolutu : remont

Nie będę nic pisał, bo i po co ? Remont przeprowadzam. Mieszkania ? Nie! Własnego pokoju. Dziwne ? Jaky nie patrzeć, to ostatnie malowanie było w powodziowych czasach. Powódź była w 1913 i w 1997. W którym roku malowałem pokój ? Odpowiedź nieznana.

Dostałem od Misia bruzdownicę, czy tam glebogryzarkę. Pies trącał nazwę. Urządzenie jest tak wspaniałe, że dzięki niemu szybko można stworzyć kanały w tynku pod instalację logiczna (inteligentną bodajże). Na razie testy na jednej ścianie obnażyły mój brak zdolności do trzymania... poziomu. Wstyd mi, bo przecież to teoretycznie było takie łatwe... Dwie pozostałe bruzdy są już znacznie lepsze i ładniejsze. Jutro będę wiercił dziury pod puszki podtynkowe.

Pomazałem ściany gruntem. Nie, nie glebą, tylko taką jakąś masą żywiczną. Ogólnie syf malaria, bo ja się teraz nie mogę doprać od tej żywicy. Ciężki dzień przede mną. Rycie, kucie, układanie gładzi, malowanie raz, malowanie dwa, malowanie trzy. Nie dam rady, to pewne.

Brak komentarzy: