czwartek, 29 listopada 2007
Za dużo żresz, dostaniesz po...
... dupie! W związku z wysokimi cenami oleju jadalnego, eee... znaczy opałowego, eee... no, tego, napędowego, jestem cały poddenerwowany! No jak to czym poddenerwowany ? Apetytem "kiciusia" na ową ciecz w cyklu miejskim. 10L/100km to stanowczo za dużo. Stwierdziłem za to, że skoro ten głup tyle żre, to ja będę go cisnął tak, aby się nie nudził. Ogólnie to już nie "kiciuś" i będzie miał przesrane. Teraz zobaczymy kto tutaj rządzi!
10% to finish...
Remont: bez komentarza. Kolory się pokićkały. Trzeba było generować podobny kolor. Oczywiście trzeba było przemalować praktycznie wszystkie ściany, według sztuki wykończeniowej. Nie, ja tego nie zrobiłem, zostawiłem jedną, co jako tako wyglądała. Ciekaw jestem, jak się mi będzie w nim przebywać. Chyba dobrze ?
Do końca juz 20%...
... a ja czuję się makabrycznie zmęczony. Ogólnie : turbo zmęczony. Ileż można malować te same ściany ? Raz, góra dwa. No to ja już trzeci raz maluję, ale pierwszy farbą właściwą. Jutro trzeba maznąć ścianę jeszcze raz. Modlę się, aby nie trzeba było się dotykać sufitu..
Kończy mi się bateria w laptopie. Jutro kolejna część perypetii remontowych.
Dziękuję mojemu Słoneczku za pomoc.
Kończy mi się bateria w laptopie. Jutro kolejna część perypetii remontowych.
Dziękuję mojemu Słoneczku za pomoc.
poniedziałek, 26 listopada 2007
początek końca
W końcu zaczynam widzieć koniec ciężkich, przymusowych prac budowlano-remontowych. Dzisiaj z sukcesem położyłem wraz z Misiem ostateczna warstwę Cekolu (gładź). Oczywiście pracujemy ciężko w pasiakach, a nad nami stoi ss-man . Jutro wprowadzam ciężkie maszyny na plac bitwy celem przygotowania się do machania pędzelkiem. Przy okazji nabawiłem się pylicy, czy to przeziębienia, w związku z czym nie czuję się najlepiej, acz umierać jeszcze nie zamierzam, gdyż w końcu jest dla kogo żyć.
To na tyle z placu budowy, gdzie w każdej chwili może mnie użreć wąż od odkurzacza, bądź uduszę się kablem sieciowym.
To na tyle z placu budowy, gdzie w każdej chwili może mnie użreć wąż od odkurzacza, bądź uduszę się kablem sieciowym.
piątek, 23 listopada 2007
remont, ciąg dalszy
Ale sobie roboty narobiłem ! Niech mnie drzwi trzasną ! Radośnie po zagruntowaniu i wysuszeniu ścian wspiąłem się dzisiaj na drabinę celem obejrzenia puszki z kablami. No i co wyszło ? Wyszło to, że farba zaczyna odłazić! To po co jest ten unigrunt ? Podobno po to, aby wiązać taki syf. Sprawdziłem jak farba odchodzi : no idealnie! Całymi płatami! Cały pokój do obskrobania Nie wiem ile mi to zajęło, ale szło w miarę szybko. Szczególne podziękowania składam tutaj mojej familii za skrobanie, oraz mojemu Szczęściu za pomoc w tych trudnych chwilach.
Jutro wielki dzień : kablowanie i kładzenie gładzi. Misiek stwierdził, że zajmie mu to 1,5 godziny. PRO-Killer z niego !
Jutro wielki dzień : kablowanie i kładzenie gładzi. Misiek stwierdził, że zajmie mu to 1,5 godziny. PRO-Killer z niego !
Na granicy absolutu : remont
Nie będę nic pisał, bo i po co ? Remont przeprowadzam. Mieszkania ? Nie! Własnego pokoju. Dziwne ? Jaky nie patrzeć, to ostatnie malowanie było w powodziowych czasach. Powódź była w 1913 i w 1997. W którym roku malowałem pokój ? Odpowiedź nieznana.
Dostałem od Misia bruzdownicę, czy tam glebogryzarkę. Pies trącał nazwę. Urządzenie jest tak wspaniałe, że dzięki niemu szybko można stworzyć kanały w tynku pod instalację logiczna (inteligentną bodajże). Na razie testy na jednej ścianie obnażyły mój brak zdolności do trzymania... poziomu. Wstyd mi, bo przecież to teoretycznie było takie łatwe... Dwie pozostałe bruzdy są już znacznie lepsze i ładniejsze. Jutro będę wiercił dziury pod puszki podtynkowe.
Pomazałem ściany gruntem. Nie, nie glebą, tylko taką jakąś masą żywiczną. Ogólnie syf malaria, bo ja się teraz nie mogę doprać od tej żywicy. Ciężki dzień przede mną. Rycie, kucie, układanie gładzi, malowanie raz, malowanie dwa, malowanie trzy. Nie dam rady, to pewne.
Dostałem od Misia bruzdownicę, czy tam glebogryzarkę. Pies trącał nazwę. Urządzenie jest tak wspaniałe, że dzięki niemu szybko można stworzyć kanały w tynku pod instalację logiczna (inteligentną bodajże). Na razie testy na jednej ścianie obnażyły mój brak zdolności do trzymania... poziomu. Wstyd mi, bo przecież to teoretycznie było takie łatwe... Dwie pozostałe bruzdy są już znacznie lepsze i ładniejsze. Jutro będę wiercił dziury pod puszki podtynkowe.
Pomazałem ściany gruntem. Nie, nie glebą, tylko taką jakąś masą żywiczną. Ogólnie syf malaria, bo ja się teraz nie mogę doprać od tej żywicy. Ciężki dzień przede mną. Rycie, kucie, układanie gładzi, malowanie raz, malowanie dwa, malowanie trzy. Nie dam rady, to pewne.
niedziela, 11 listopada 2007
Cywilizowane społeczeństwo? Cywilizowany naród?
Po spacerze Ząbkowickim stwierdzam, że matołów to jednak u nas nie brakuje, a zwłaszcza w Ząbkowicach.
Po przedreptaniu po świeżutkim śniegu paru kroków napadły MNIE chęci oddania ich naturze. No to jako cywilizowany człowiek poszedłem szukać toalety. Cudem znalazłem tabliczkę w rynku wskazującą mi, gdzie mam się udać : przez płotek do WC. Pięknie, ale ja nie wiewiórka albo kangur więc skakać nie będę. Drogą dedukcji doszedłem (SAM) , że należy doczłapać się poprzez podwórko. Zły pomysł. To może z drugiej strony budynku ? Bingo! Jest toaleta, ale zamknięta! Psy ruskie,swołocz, parchle zafajdane ! Człowiek chce spuścić z tonu po ludzku, a tu nie można ? O by was, kurwa, posrało! A co mnie interesuje, że jest 11 listopada, święto ? Człowiek chce, człowiek musi.
No, to może w knajpie ? Kolejny durny pomysł. Lepiej chyba byłoby w krzakach, ale pogoda jakaś dziwna : biało w cholerę...
Wracając do przyjemniejszych spraw : ruiny zamku w Ząbkowicach są śliczne, zwłaszcza pokryte białym puchem. Ciekawie jak romantycznie na wiosnę wyglądają ? Skoro dzisiaj była zima, to za 3 miesiące będzie wiosna ? Będzie ciepło, więcej wycieczek ? Oby!
Po przedreptaniu po świeżutkim śniegu paru kroków napadły MNIE chęci oddania ich naturze. No to jako cywilizowany człowiek poszedłem szukać toalety. Cudem znalazłem tabliczkę w rynku wskazującą mi, gdzie mam się udać : przez płotek do WC. Pięknie, ale ja nie wiewiórka albo kangur więc skakać nie będę. Drogą dedukcji doszedłem (SAM) , że należy doczłapać się poprzez podwórko. Zły pomysł. To może z drugiej strony budynku ? Bingo! Jest toaleta, ale zamknięta! Psy ruskie,swołocz, parchle zafajdane ! Człowiek chce spuścić z tonu po ludzku, a tu nie można ? O by was, kurwa, posrało! A co mnie interesuje, że jest 11 listopada, święto ? Człowiek chce, człowiek musi.
No, to może w knajpie ? Kolejny durny pomysł. Lepiej chyba byłoby w krzakach, ale pogoda jakaś dziwna : biało w cholerę...
Wracając do przyjemniejszych spraw : ruiny zamku w Ząbkowicach są śliczne, zwłaszcza pokryte białym puchem. Ciekawie jak romantycznie na wiosnę wyglądają ? Skoro dzisiaj była zima, to za 3 miesiące będzie wiosna ? Będzie ciepło, więcej wycieczek ? Oby!
piątek, 9 listopada 2007
Poczta Polska - "frontem" do "klyjęta"
Nie frontem, a dupą do klienta! I to starą dupą, śmierdzącą! Czy w tej cholernej komunistycznej instytucji nie ma osób myślących ? Czy nie dochodzi do tych pustych łbów, że normalni ludzie ciężko zapieprzają w robocie do 16-ej i dłużej ? Takie to już trudne do zrozumienia ? No najwyraźniej!
Skoro zamawiam przesyłkę poleconą, to chcę, aby ona dotarła bezpośrednio do moich rąk, a nie jako AWIZO do skrzynki, kurwa jego mać !!! Normą jest, że listonosz taszczy pakunki przed godziną 15-tą, czyli wtedy kiedy zazwyczaj nikogo nie ma w domu, bo wszyscy zapieprzają! Jasna sprawa ? Ależ nie dla pojebanej Poczty Polskiej! Oni pracują od do i mają wszystko w dupie, a później radośnie przychodzę zjebany do domu i co widzę ? Skurwiałe AWIZO! Coś, co doprowadza mnie do regularnego szału! I znowu trzeba o godzinie 19-ej zapieprzać na pocztę aby odebrać pieprzoną przesyłkę.
Przecież można przesunąć godziny pracy listonoszy, zapłacić im nieco więcej ? Można ? Można! Nikt by do Irlandii albo Anglii nie spierdzielał za lepszymi zarobkami ? No ale w naszym pojebanym kraju, w pojebanych postkomunistycznych firmach jak właśnie POCZTA coś takiego jest NIEMOŻLIWE. Ja pieprzę... brak mi słów !
Skoro zamawiam przesyłkę poleconą, to chcę, aby ona dotarła bezpośrednio do moich rąk, a nie jako AWIZO do skrzynki, kurwa jego mać !!! Normą jest, że listonosz taszczy pakunki przed godziną 15-tą, czyli wtedy kiedy zazwyczaj nikogo nie ma w domu, bo wszyscy zapieprzają! Jasna sprawa ? Ależ nie dla pojebanej Poczty Polskiej! Oni pracują od do i mają wszystko w dupie, a później radośnie przychodzę zjebany do domu i co widzę ? Skurwiałe AWIZO! Coś, co doprowadza mnie do regularnego szału! I znowu trzeba o godzinie 19-ej zapieprzać na pocztę aby odebrać pieprzoną przesyłkę.
Przecież można przesunąć godziny pracy listonoszy, zapłacić im nieco więcej ? Można ? Można! Nikt by do Irlandii albo Anglii nie spierdzielał za lepszymi zarobkami ? No ale w naszym pojebanym kraju, w pojebanych postkomunistycznych firmach jak właśnie POCZTA coś takiego jest NIEMOŻLIWE. Ja pieprzę... brak mi słów !
czwartek, 8 listopada 2007
Domar.
Niech jasny szlag trafi Domar! Co za skuty matoł to wybudował i po jaką cholerę ?
Nawiedziliśmy ten przybytek w zacnym celu : poszukiwania łóżka. Łóżka ? Łóżka! W Domarze łóżko ? Chyba mi padło na dekiel, skoro się tam udałem! Wchodzimy i od razu burdel przy drzwiach. Jakieś wystawki powinny być nieco dalej, a tu od razu nawalone po sufit. Idziemy dalej, są jakieś meble, ale nie takie, jak potrzebuję. Zaczyna się robić ciepło. Za ciepło! Cholera! Ile tam było stopni ? Nie wiem, ale za dużo, stanowczo za dużo. By ich posrało za takie upały. Pobiegaliśmy po piętrach i co ? Nic! Nic, bo w tym wybitnie spieprzonym sklepie NIC nie ma! NIC ciekawego. Ceny wzięte z dupy, albo diabli wiedzą z czego, po prostu są dobijające. Wyszliśmy na zimny, ciemny dwór.
Nowy cel : Manhattan. Ludzie! Kolejny durny wymysł! małe piętra zawalone meblami, pięter multum, nie ma ruchomych schodów... Przecież człowiek nie jest przystosowany do takiego ruchu jakim jest łażenie po piętrach! Parchactwo.
Najbardziej podobało mi się w BlackRedWhite, a coś ciekawego znalazłem również i w Bodzio.
No nic, jeszcze przejrzę katalog, może wpadnie mi coś konkretnego w oko.
Nawiedziliśmy ten przybytek w zacnym celu : poszukiwania łóżka. Łóżka ? Łóżka! W Domarze łóżko ? Chyba mi padło na dekiel, skoro się tam udałem! Wchodzimy i od razu burdel przy drzwiach. Jakieś wystawki powinny być nieco dalej, a tu od razu nawalone po sufit. Idziemy dalej, są jakieś meble, ale nie takie, jak potrzebuję. Zaczyna się robić ciepło. Za ciepło! Cholera! Ile tam było stopni ? Nie wiem, ale za dużo, stanowczo za dużo. By ich posrało za takie upały. Pobiegaliśmy po piętrach i co ? Nic! Nic, bo w tym wybitnie spieprzonym sklepie NIC nie ma! NIC ciekawego. Ceny wzięte z dupy, albo diabli wiedzą z czego, po prostu są dobijające. Wyszliśmy na zimny, ciemny dwór.
Nowy cel : Manhattan. Ludzie! Kolejny durny wymysł! małe piętra zawalone meblami, pięter multum, nie ma ruchomych schodów... Przecież człowiek nie jest przystosowany do takiego ruchu jakim jest łażenie po piętrach! Parchactwo.
Najbardziej podobało mi się w BlackRedWhite, a coś ciekawego znalazłem również i w Bodzio.
No nic, jeszcze przejrzę katalog, może wpadnie mi coś konkretnego w oko.
Subskrybuj:
Posty (Atom)