Bynajmniej nie we Wietnamie, tylko w restauracji! Nie dość, że nei można zamówić przez telefon i podjechać, to jeszcze muszę czekać na miejscu 10 minut na żarcie. Kucharz najwyraźniej też sie zmienił, bo i jakość pokarmów podupadła (czaszka się już nie poci, kolory sosów się zmieniły).
Naprawdę ludziom się już w dupach poprzewracało.
Ciekawe, czy zmienią wykładzinę na mniej klejącą i uzupełnią tynki ?
czwartek, 26 marca 2009
Chińska knajpa którą należy omijać szerokim łukiem.
Śmy wrócili ze spaceru powiązanego z wyżerką. Bylimy w "restauracji" "chińskiej" Pekin. W zasadzie tu powinienem posta zakończyć, bo człowiek nie lubi się denerwować. Nawet Madzia nie lubi.
Usiedliśmy. Muzyka z dupy wzięta, bynajmniej nie pasująca do lokalu. Kelnerka podała menu (File-Open). Wybraliśmy, ale coś nie chciała łaskawie przybyć po zamówienie. Najważniejsze, że oprócz nas, była ona z klonem. Dopiero jak pizgnąłem kartą, to usłyszała i złożyliśmy zamówienie. Punkt za profesjonalizm - 0.
Kaczka w sosie, zupełnie nieostra, gdzie w menu wyraźnie było opisane jako paląca wszelkie otwory wlotowe i wylotowe - 0pkt.
Kurczak Madzi - a ten akurat chrupki mimo chlapania w sosie.
Piramidka z ryżu - też fajna.
No i się zaczęło : ja przeżuwałem kaczkę, kompletnie bez smaku i jednym uchem słyszałem co jada kelnerka, w jakich porach, gdzie i za ile. Pani droga! Ja tu do kurwy nędzy nie przychodzę posłuchać pierdolenia o prywatnych sprawach pracowników ! Gdzie właściciel tej knajpy miał oczy zatrudniając takiego amatora ? Przy wydawaniu reszty też się pomyliła... na moją korzyść. Czyli 50% napiwku za amatorszczyznę wróciło do mnie. I dobrze !
Z radością opuściliśmy ze Słońcem ten przybytek. Karczma Młyńska rulez !
Usiedliśmy. Muzyka z dupy wzięta, bynajmniej nie pasująca do lokalu. Kelnerka podała menu (File-Open). Wybraliśmy, ale coś nie chciała łaskawie przybyć po zamówienie. Najważniejsze, że oprócz nas, była ona z klonem. Dopiero jak pizgnąłem kartą, to usłyszała i złożyliśmy zamówienie. Punkt za profesjonalizm - 0.
Kaczka w sosie, zupełnie nieostra, gdzie w menu wyraźnie było opisane jako paląca wszelkie otwory wlotowe i wylotowe - 0pkt.
Kurczak Madzi - a ten akurat chrupki mimo chlapania w sosie.
Piramidka z ryżu - też fajna.
No i się zaczęło : ja przeżuwałem kaczkę, kompletnie bez smaku i jednym uchem słyszałem co jada kelnerka, w jakich porach, gdzie i za ile. Pani droga! Ja tu do kurwy nędzy nie przychodzę posłuchać pierdolenia o prywatnych sprawach pracowników ! Gdzie właściciel tej knajpy miał oczy zatrudniając takiego amatora ? Przy wydawaniu reszty też się pomyliła... na moją korzyść. Czyli 50% napiwku za amatorszczyznę wróciło do mnie. I dobrze !
Z radością opuściliśmy ze Słońcem ten przybytek. Karczma Młyńska rulez !
niedziela, 22 marca 2009
jak się sprawdza szczelność
Byłem u Misia na lekcjach rozwoju duchowego połączonych z rozkręcaniem elementów silnika w moim bolidzie. W planach był również montaż magnetyzerów (test niebawem).
Co zamierzałem zrobić ? Ano sprawdzić intercooler, bo według licznych opinii, owa chłodnica powietrza w wersji nieszczelnej powoduje wysokie spalanie. Jak to sprawdzić ? Po chłopsku: zatkać jeden otwór, dmuchać w drugi i patrzeć, czy aby ciśnienie nie schodzi. Z płuc.
Intercooler był tak zafajdany z wierzchu olejem, że najpierw stwierdziłem, że trzeba go wyszorować z zewnątrz. Włącznie z czujnikiem. Ropą. Po doporawdzeniu przedmiotu do stanu czystości względnej, począłem w niego dmuchać. Werdykt : dobry jest. +250zł w kieszeni. Z rozpędu wyczyściłem też ów czujnik. Też ropą. Przewody gumowe w kształcie bałwanków oczyściłem z resztek oleju i poskładałem do kupy. Założyłem też magnetyzery i w drogę.
Jedynka - ok, dwójka, ok, trójka - coś cienko idzie, czwórka - pchaj mnie. Co się dzieje ? Albo czujnik nie osechł z ropy, albo któryś z bałwanków był źle (za słabo) przykręcony. Po analize telefonicznej stwierdziłem, że trzeba samochód utopić w odrze, jak tak będzie się dalej sprawował. Na szczęście samochód powrócił do starej , dobrej, werwy i jako tako jezdzi. mam jednak wrażenie, że się dalej dławi na wysokich obrotach. Już zaczynam liczyć koszta... dośc wysokie.
Co zamierzałem zrobić ? Ano sprawdzić intercooler, bo według licznych opinii, owa chłodnica powietrza w wersji nieszczelnej powoduje wysokie spalanie. Jak to sprawdzić ? Po chłopsku: zatkać jeden otwór, dmuchać w drugi i patrzeć, czy aby ciśnienie nie schodzi. Z płuc.
Intercooler był tak zafajdany z wierzchu olejem, że najpierw stwierdziłem, że trzeba go wyszorować z zewnątrz. Włącznie z czujnikiem. Ropą. Po doporawdzeniu przedmiotu do stanu czystości względnej, począłem w niego dmuchać. Werdykt : dobry jest. +250zł w kieszeni. Z rozpędu wyczyściłem też ów czujnik. Też ropą. Przewody gumowe w kształcie bałwanków oczyściłem z resztek oleju i poskładałem do kupy. Założyłem też magnetyzery i w drogę.
Jedynka - ok, dwójka, ok, trójka - coś cienko idzie, czwórka - pchaj mnie. Co się dzieje ? Albo czujnik nie osechł z ropy, albo któryś z bałwanków był źle (za słabo) przykręcony. Po analize telefonicznej stwierdziłem, że trzeba samochód utopić w odrze, jak tak będzie się dalej sprawował. Na szczęście samochód powrócił do starej , dobrej, werwy i jako tako jezdzi. mam jednak wrażenie, że się dalej dławi na wysokich obrotach. Już zaczynam liczyć koszta... dośc wysokie.
Odpady poprodukcyjne
Dzisiaj będę pisał o wybitnym produkcjie firmy nestle - kit kat pop choc (czy jakoś tak).
Po analizie zamknięcia torebki i rozszarpania jej doszedłem do wniosku, że to nie są prostokąciki (sześciany, bo trójwymiarowe podobno) z wafelka oblanego czekoladą, tylko jakieś enigmatyczne figury, kształtem zbliżone do baranich bobków. Na szczęście tak nie smakują ! Nasunęła mi się myśl, że muszą to byc odpady poprodukcyjne z taśmy, na której robią inne produkty owej firmy. W sumie teoria trzyma się kupy , zwłaszcza, że w dobie zawiorwań gospodarczych oszczędza się na wszystkim.
Zdjęcia nie będzie, bo wszystko zeżarłem wraz z Magdą.
Po analizie zamknięcia torebki i rozszarpania jej doszedłem do wniosku, że to nie są prostokąciki (sześciany, bo trójwymiarowe podobno) z wafelka oblanego czekoladą, tylko jakieś enigmatyczne figury, kształtem zbliżone do baranich bobków. Na szczęście tak nie smakują ! Nasunęła mi się myśl, że muszą to byc odpady poprodukcyjne z taśmy, na której robią inne produkty owej firmy. W sumie teoria trzyma się kupy , zwłaszcza, że w dobie zawiorwań gospodarczych oszczędza się na wszystkim.
Zdjęcia nie będzie, bo wszystko zeżarłem wraz z Magdą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)