czwartek, 6 marca 2008

Wieczorne rozważania

Siedząc pogrązony w zadumie, pateząc przez okno, widzę spokój - spokój jedynie wieczorny. Cofam się w czasie zawsze zapędzonym naprzód. Czy dane podwórko widoczne z okna , chociażby knajpy, było kiedyś miejscem zabaw dzieci ? Trochę to nienaturalne, bo dzieci bawiłyby się na betonie ? A czy te okna, domu wybudowanego naprzeciwko, częściowo ziejące pustką czarną - pustką duszy, odsyłają w przeszłość, czy myślą wyłącznie o teraźniejszości i przyszłości ? Jak zatem wyglądał ten skrawek ziemi 50 lat temu, bądź wcześniej ? Czy ludzie zamieszkujący wtedy mieli również podobne problemy co my teraz ?

Czy mrok klatki poniemieckiej kamienicy może być interesujący ? Brudne, obdrapane ściany, drewniane schody... Zagłębiając się myślami w przeszłość: dla mnie jest to ogromnie interesująca rzecz - można czuć czym żyli ludzie poprzednich dekad...

środa, 5 marca 2008

wizje chorego umysłu a ogólna skleroza

Wczoraj przed spotkaniem poszedłem do apteki celem zakupienia jakiegoś leku alertec, aleric..? Kurwa, już zapomniałem! Ogólnie to kupiłem, bo powtarzałem nazwę tego prochu jak mantrę. Przy okazji kupiłem lecytynę w płynie. Nie wiedziałem, że taką parchę i siki kozy kupuję, bo w życiu bym się na to nie zdecydował! To łajno nie dość, że ma jakieś 16% alkoholu, to jeszcze jest niedobre i trzeba to pić 3x dziennie A mogłem ten sam chłam kupić w drażetakch. No niech mnie kurwa jasna szlag trafi ! Teraz to krew z niewinnego cielaczka trzeba wyżłopać. A fee, ble, tfu !

wtorek, 4 marca 2008

stracony wieczór !

O nie, kurwa! Tak się nie umawialiśmy! Poszedłem na spotkanie comiesięczne u Janusza. Fakt, w zeszłym miesiącu nie byłem, więc w tym radośnie wraz z Jurkiem poczłapaliśmy przy pomocy samochodu. W ramach ogólnie przyjętego lenistwa uśpiliśmy samochód na parkingu płatnym, a my jeszcze radośniej podpełzliśmy pod nieznajomy lokal. Janki trąbił : vis a vis Feniksu. No zajebiście! Za cholerę bym tego gówna nie znalazł, choćbym się wściekł. Na szczęście Jurek wiedział gdzie ta melina wegetariańska się znajduje i pierwsze co, to zauważyliśmy Wojtka przy oknie. Oznaczało to tylko i jedynie, że się spóźniliśmy, albo Janusz punktualnie zaczął, co nieczęsto mu sie zdarza. Niestety : wyszło i jedno, i drugie na raz. Otwierając drzwi poczułem miłe zapachy kuchni wegetariańskiej, więc wdrapaliśmy się po schodach na górę... a tam , ku mojemu przerażeniu, pełno luda! No kurde, a my z Jurkiem to gdzie usiądziemy ?! Na szczęście zagrabiłem stół i dwa krzesła celem umożliwienia spoczęcia mojego zmęczonego zada. Radośnie też to uczyniłem siedząc na samym końcu. Janusz przedstawił jakąś ważną osobistość. No i się zaczęło kurwowanie w myślach! Dla mnie to nie był nikt ważny, tylko kolejna osoba bredząca coś pod nosem o jakiś energiach i to nie byle jakich ! Z jej ogólnego ględzenia zacząłem wnioskować, że to jakaś pieprzona ezoteryka, a tego wręcz wybitnie nie lubię. Ba! Nienawidzę ! Szlag mnie jasny trafia jak słyszę coś o "krystalicznym" czasopiśmie (celowo nie reklamuję, bo zaraz się sępy zlecą i będą jęczeć jak powaleni czemu ich krytykuję), a tutaj bita godzina zrzędzenia coś o kalendarzu majów, przy okazji z urwanym rokiem, tak chyba koło dupy urwanym, bo jak to nagle im się skończyła zabawa w 2011 ? w rzeczy samej tylko 2012 się liczy, więc niech mi tu nie próbuje wpierać, że rok wcześniej, bo lutnę lapem przez łeb !
Jak ta niewiasta zaczęła coś tam przebąkiwać o wybitnie wkurwiających mnie rzeczach, odpaliłem lapa i zainstalowałem się na stole. Fajna sprawa, jakieś wifi mnie powykrywało, ale że obecna karta w lapie śmierdzi skisłymi jagodami oraz skarpetkami, więc za cholerę ten tłuk się nie chciał z sukcesem połączyć z żadną siecią. Odpaliłem blueconnecta i radośnie złapałem HSDPA, dzięki czemu szybko się rozmnożyła u mnie poczta. Nawet jakaś miła pani pytała się mnie o kredens ciotki, który kiedyś tam wystawiałem. Ot, miałem zajęcie w odpisywaniu na maila, podczas gdy kobieta dalej mozolnie ględziła o ezoterycznych pierdołach. Coś się skichało z połączeniem i z HSDPA zwalił mi sie na EDGE, co w ogóle mnie doprowadziło do szału. Wyłączyłem diabelstwo z nadzieją, że prelegentka w końcu skończy. Nie, nie skończyła! Dostałem apopleksji, szału, kora mózgowa zaczęła mi się prostować, szare komórki ginąć... Powiedziałem Jurkowi, że "jak ta baba nie skończy w 5 minut, to wychodzimy". Nie skończyła. Makabrycznie wkurwiony po prostu wstałem, ubrałem się i wyszedłem. Ja, ani Jurek na wieczorek ezoteryczny się NIE umawialiśmy. Ezoterykę w większości mam w DUPIE!Nie interesuje mnie bimbanie na dzwonkach, walenie w kotły do gotowania paszy dla świń, mam w poważaniu gongi. Centralnie w dupie mam też opowieści o energiach z innych przestrzeni które polecają żreć trawę z pastwiska ! Albo pogaduszki z energią w śnie. Jezu! Co to ma być? Przecież to jakaś kpina! Mnie interesuje UFO! Na żadną obrzyganą nudami Harmonię Kosmosu nie przyjadę, bo tam NIE MA co robić. No chyba, że się upić i pójść spać, to może jeszcze. Albo upić i nażreć się jak świnia. To nawet lepsze.

Podsumowując : jak nie będzie wcześniej planu spotkania, to ja nie widzę sensu złażenia się i wysłuchiwania jakiś pierdół w wydaniu okrojonym, na dodatek dla fanatyków ezoterycznych. Flaki mi się przewalają jak słyszę słowo ezoteryka, a dostaję sraczki ognistej jak ktoś zaczyna mi pieprzyć o tym głupoty. Nic, tylko łyżką do opon przez łeb za makabryczne nudzenie!
Wieczór zjebany jak lato z radiem !