sobota, 17 maja 2008

chińsko - wietnamsko - polskie restauracje

Nie mam pojęcia jak tak można zapuszczać restauracje. Oczywiście mowa o "chińczykach" bo do inncych knajp z Magdą nie chadzamy.
Syfem totalnym można nazwać "restaurację" Hanoi. Klejąca się wykładzina z początku lat 90-tych, wystrój również stary jak wykładzina, odpadające elementy zdobnicze ze ścian, brudne obrusy, drzwi wejściowe nie zamykające się siłą siłownika, tylko mocnym pociągnięciem i masa innych dupereli która strasznie mnie denerwuje. Wiadomo też, że będąc zdenerwowanym z trudem panuję nad sobą...
Prawda jest taka, że czytający ten blog w 99% nie byli na zapleczu i w kuchni, bo tam już jest kompletny syf. Żadnych gryzoni, ani martwych psów rozkładajcych się na podłodze nie widziałem, ale bród z połączeniu z lokalem z lat 60-tych potęguje wrażenie makabrycznego syfu, do tego odpadające kafelki ze ścian w kuchni... Życzę smacznego !

Restauracja Royal Ginseng. Kolejna post-komuna. Wejscie jak do hotelu robotniczego. Po prawej jakies bagienko przypominające oczko wodne, a w nim plastikowe ryby, plus para żywych. Filtry tam nie działają, więc ścianki i dno obrosły zieleniną. Sufit zażólcony, w niektórych miejscach przecieki - przy okazji odpada tynk, obrusy brudne, jedzenia mało, przy okazji skoro mało żarcia, to i musi być drogie, szyby nie myte przez parę lat.

Kim-Lien. Jak napis mówi "Już otwarte". No to już tak wisi od paru lat, a remoncik trzeba zrobić, chociaż pomalować... Ceny wysokie, żarcie takie sobie, no ale przy zamówieniu telefonicznym ZAWSZE wszystko winne być gotowe za 5 minut. Po prostu obsługa azjatycka zna wyrazy "pieńć minut". Raz tak przybyłem po "pieńć minut" i czekałem jeszcze 20! Omal nie wyszedłem z siebie, tym razem z głodu. Wybitny plus za sos słodko-kwaśny.

Saigon - nie byłem, ale z opowieści wiem, że nie wolno tam chodzić. Chyba się przejdziemy.

Fu-Kuoc. No Heniek, remoncik ! Kuchnia porządna, w stylu europejskim. Karabaki nie biegają stadami. Ceny bardzo przystępne.

Wnioski : gro azjatów kompletnie nie dba o wizerunek swoich knajp. Kompletnie w poważaniu mają zasady higieny przygotowania żarcia. Może tak też jest na dalekich landach, ale w Polsce ma być czysto! Równie dobrze można jeść ścierwo z podłogi...

cholerne drzewa !

Stało się ! Straszna rzecz się wydarzyła! Niewdzięczne drzewo zaatakowało mój piękny samochód! Rozpacz mnie ogarnęła już wieczorem, gdy zmęczony tłumaczeniem bełkotów wyszedłem terroryzować ulice wraz z moim arcyodważnym psem. Popatrzyłem się na mój pięciokołowy pojazd (pięcio, bo mam zapas) i zauważyłem, że coś z nim jest nie tak. Tak go wypucowałem dzień wcześniej przy pomocy wirujących szczotek do zębów, a tu ... masz ci los , napadła go natura. Bolid wyglądał strasznie! Kompletnie nie nadawał się do jazdy ! Po prostu złom! Rano cały niewyspany zorganizowałem akcję odnawiania samochodu. Akcja odbyła się sprawnie i szybko, dzięki czemu bolid jest jak prawie nowy! I natura już mu nie obca, gdyż siłą własnych nóg majtających się po tych trzech w podłodze (nie piszę pedałach, bo to podobno dyskryminacja) przesunąłem do bardziej przyjaznego pit-stopu.