Jeżdżę sobie po miescie i widuję różne naklejki na samochodach: "już wolniej nie mogę", "samochód babci" "samochód ogrodnika" itd. Najciekawsze są jednak naklejki informujące o patrzeniu w lusterka ze względu na motocyklistów i innych cyklistów brykających po naszych szosach. Oczywiście chodzi tutaj bardziej o nauczenie społeczeństwa używania lusterek, czy to bocznych, czy to nawet wstecznego, bo baraństwo jezdzi coraz gorzej, zamiast coraz lepiej. Nie wiem , jak uczą teraz jezdzić, ale ogólnie poziom nauki w Polsce leci na zbity pysk. Zresztą komu się chce pałować z młodzieżą, bezstresowo wychowaną, za takie pieniądze ? Czy nauczyciele zarabiają więcej, czy mniej, nie wiem, nie patrzę im sie na "paski".
Wracając do problemu moto-cyklistów, to zastanawia mnie jedno: ciągle są jakieś wypadki śmiertelne, bo jakoś trudno przeżyć, jak jakiś niedouczony tłuk przywali w motorek. No tak, zdarzają się cudowne ocalenia maryjne, ale to dzięki powolności jazdy niektórych użytkowników motocykli. Jednakże część obrywa tak, że zostaje albo warzywem do końca życia, albo panem kleksem na gruncie, czyli szosie.No i teraz problem : ganiają się tymi motorkami, skuterami, i innym diabelstwem .. i zamiast wymierać, to ich jest ciągle więcej. Jak to jest ? Że głupów w samochodach jest coraz więcej, to jasna sprawa, ale tych na dwóch kołach ? Populacja powinna się zmniejszać. Może jeżdżą chodnikami ?
Jak dla mnie, to jazda wolnym skuterem po mieście jest strasznym przeżyciem, bo ani wyprzedzić, ani uciec jak się nie jedzie środkiem ulicy. Jak to nie jedzie do 80km/h to też ma słabe przyśpieszenie, więc ciężko uciec w ryzykownej sytuacji (i bach, wypadek gotowy, i wymieralność większa).
No i wada: na łeb pada i zimno.
piątek, 22 stycznia 2010
poniedziałek, 18 stycznia 2010
Zatkana kichawa, czyli krótki i nudny test o lekach
Tu powinna lecieć mamona za reklamę!
Wielki test przeprowadziłem na sobie. Podczas mojej , prawie śmiertelnej choroby, gdzie firmy pogrzebowe same do mnie dzowniły i dopytywały się czy aby "już", stwierdziłem, że mam zatkany nos!Kichać można, puszczać brzydkie bąki też, chrypieć, czasem sobie kaszlnąć, no ale żeby mieć kichawę zatkaną ? Nie, tak się żyć nie da ! Podjąłem działania w postaci sięgnięcia po komórkę, zadzwonienia do mojej przyszłej żony i dowiedzenia się, gdzie są krople do nosa. Okazało się, że są gdzieś tam, ale starczyło tylko na jedne zakropienie. Tfu, niedobre, poszły mi do gardła, gorzkie, pfe! No ale podobno za łóżkiem leżały drugie. Nieważne, że pewnie już z pół roku, albo rok, albo z 10 lat, ważne, że nadajace się do użycia. Okazało się, że są tak do dupy, że kompletnie nie odetkały mi nosa. Co robić, pomyślałem... Zadzwonić znowu do Madzi i ponarzekać, że nie mogę dychać, że jedną nogą nad grobem i jak mi nie kupi coś na katar, to na pewno Styks zapuka i umrę w samotności. Poskutkowało. Od razu po pracy przytaszczyła.... i wersję w płynie i w tabletkach! Mając do testów później dwa konkurencyjne produkty w tabletkach, nie brałem pod uwagę płynu.
Wziąłem zatem Acatar. Lichy jakiś, co 6-8 odzin trzba było wcinać kolejną dawkę. Dobre, ale długość działania - słaba. To może pora przejść na taki proch, co uwalnia się od 8-12 godzin ? Tu przyszedł z pomocą Cirrus.
Ten ostatni wyszedł w testach o wiele lepiej, więc można go wcinać.
Kto to produkował ? Nie wiem. Na pewno jest to trujące i od tego się zdycha w męczarniach, ale działa. Na mnie. Na Madzię nie. Dziwne, nieprawdaż ?
Wielki test przeprowadziłem na sobie. Podczas mojej , prawie śmiertelnej choroby, gdzie firmy pogrzebowe same do mnie dzowniły i dopytywały się czy aby "już", stwierdziłem, że mam zatkany nos!Kichać można, puszczać brzydkie bąki też, chrypieć, czasem sobie kaszlnąć, no ale żeby mieć kichawę zatkaną ? Nie, tak się żyć nie da ! Podjąłem działania w postaci sięgnięcia po komórkę, zadzwonienia do mojej przyszłej żony i dowiedzenia się, gdzie są krople do nosa. Okazało się, że są gdzieś tam, ale starczyło tylko na jedne zakropienie. Tfu, niedobre, poszły mi do gardła, gorzkie, pfe! No ale podobno za łóżkiem leżały drugie. Nieważne, że pewnie już z pół roku, albo rok, albo z 10 lat, ważne, że nadajace się do użycia. Okazało się, że są tak do dupy, że kompletnie nie odetkały mi nosa. Co robić, pomyślałem... Zadzwonić znowu do Madzi i ponarzekać, że nie mogę dychać, że jedną nogą nad grobem i jak mi nie kupi coś na katar, to na pewno Styks zapuka i umrę w samotności. Poskutkowało. Od razu po pracy przytaszczyła.... i wersję w płynie i w tabletkach! Mając do testów później dwa konkurencyjne produkty w tabletkach, nie brałem pod uwagę płynu.
Wziąłem zatem Acatar. Lichy jakiś, co 6-8 odzin trzba było wcinać kolejną dawkę. Dobre, ale długość działania - słaba. To może pora przejść na taki proch, co uwalnia się od 8-12 godzin ? Tu przyszedł z pomocą Cirrus.
Ten ostatni wyszedł w testach o wiele lepiej, więc można go wcinać.
Kto to produkował ? Nie wiem. Na pewno jest to trujące i od tego się zdycha w męczarniach, ale działa. Na mnie. Na Madzię nie. Dziwne, nieprawdaż ?
środa, 13 stycznia 2010
Złe moce mnie owładnęły!
Demon pod nazwą "przeziębienie" zaatakował mnie znienacka. Drań jeden pozbawił mnie smaku, węchu i ogólnie czuję się turbozasmarkany. Czując się tak, kompletnie nie mam ochoty do życia, w związku z tym przeglądam oferty firm pogrzebowych. Ogólnie to drogo, dlatego moje Słońce Peru zapakuje mnie do piekarnika, tam spopieli ciało, a następnie, co by było tanio, zmiksuje niedopalone kości i wrzuci wszystko do słoika po ogórkach. Może do takiego się zmieści ?
sobota, 9 stycznia 2010
Zastanawiająca zawartość puszki.
Madzia tworzy pokarm. Dokonała nabycia drogą kupna puszki Boundelle "Salsa".
Mieszanka bardzo konkretna. 7 ziaren fasoli! Aż 7! Objedliśmy się jak cholera. Czuję, że mnie wzdęło. Zara zacznę wydzielać metan w znaczących ilościach, dzięki czemu oszczędzę na gazie z Rosji.
Zaraz idziemy lepić bałwana. Obstawiam, że jak zaczniemy go tworzyć, to z automatu będzie ich 3. Ciekawe dlaczego ?
(Na zdjęciu : podstępnie zakupiona puszka "czegoś")
Po wywaleniu zawartości cylindra do miski, oczom naszym ukazał się taki widok:
Zaraz idziemy lepić bałwana. Obstawiam, że jak zaczniemy go tworzyć, to z automatu będzie ich 3. Ciekawe dlaczego ?
piątek, 8 stycznia 2010
Czujniki cofania. Czyli każdy może być dobrym kierowcą.
Dobry wieczór, chciałoby się rzec. Tempreatura spadła do -14 stopni, ale w momencie pisania jest już znacznie cieplej, ponieważ jedynie -12. Znaczy cieplej. Tak ciepło, że może mi ropa nie zamarznie ku mojej radości. No nic, zakupiłem KOLEJNY depresator diesla, kolejna kasa poszła w komin, albo w rurę (jak kto woli). No ale niestgety takie są prawa dżungli. Dżungli ? A to ja w lesie mieszkam ? Być może. Widzę parę drzew za oknem, jakieś krzaczory, pokraczne stwory - no właśnie nie wiem co to jest, czy to człowieki, czy to psy, no na pewno ssaki. Tak, kurde! Pieprzone ssaki modemowe, które nocami zasysają cały internet! W dzień też!
No ale ja tu piszę pierdoły, roztkliwiam się nad swoją osobą jak jakaś cipa z uszami,a poważny temat chciałbym poruszyć. Tematym tym na dzisiejszy wieczór są czujniki cofania. Oto historia...
Kiedy byłem młodszy i piękniejszy, czyli to było tak dawno temu, że nawet mój Brat nie pamięta, bo walił wtedy pięścią w monitor, i ogólnie był strasznie zajęty graniem w jakiegoś DOOMa , posiadałem pojazdy silnikowe. W związku z ich gabarytami (wielkość nowego forda mondeo) i widocznością do tyłu tak podłą, jak mielonka z Biedronki
stwierdziłem, iż należy drogą kupna zainwestować w tylne oczy. Nie, no, jakie okulary na dupie! Też was powaliło! Czujniki cofania! O samochodzie piszę. Dżizas...
Dzięki szacownemu Misiowi i jego garażowi, wywierciliśmy dziury w odwłoku samochodu, poprowadziliśmy kabelki, jakoś to tam wszystko pospinaliśmy przy większej ilosci browarów i... nawet działało. No właśnie, teraz powinno paść pytanie: a jak to działało ? Na sucho dobrze, na mokro też. W garażu wszystko było tip top, w terenie również. Prędkość działania była zadowalająca. Cuda zaczęły się dziać parę miesięcy później: prędkość działania całych tych czujek zaczęła podupadać gwałtownie. No nie, oczywiście, że nie padły. Działały do końca, czyli aż do sprzedaży. Fakt, że reagowały bardzo wolno, ale czy na parkingu komuś śpieszno ? Tak ? Tobie śpieszno ? To idź sie skaturlaj tym swoim parchlem do Odry i zgiń na wieczność. Jednego matoła mniej.
No.
Się zdenerwowałem. Będzie mnie tu jakiś buc wkurwiał. A ja taki spokojny! Brat! Skocz na CPN!
Wracając do meritum sprawy: tanie czujniki cofania na alleDrogo są dobre dla osób powooolnych, które kiedyś były szybkie. Jeżeli spełni się owe kryterium, to owszem, można ustrojstwa używać, sprawdza się w samochodach z ograniczoną widocznością, ale pamiętajcie : POMAŁU ! Parking to nie tor wyścigowy!
Dalej -12. Śniegu jescze nie widać, słońca też nie, a już chciałem iść się opalać. Spisek jakiś, czy co ?
No ale ja tu piszę pierdoły, roztkliwiam się nad swoją osobą jak jakaś cipa z uszami,a poważny temat chciałbym poruszyć. Tematym tym na dzisiejszy wieczór są czujniki cofania. Oto historia...
(Na fotografii: mielonka z Biedronki)
stwierdziłem, iż należy drogą kupna zainwestować w tylne oczy. Nie, no, jakie okulary na dupie! Też was powaliło! Czujniki cofania! O samochodzie piszę. Dżizas...
Dzięki szacownemu Misiowi i jego garażowi, wywierciliśmy dziury w odwłoku samochodu, poprowadziliśmy kabelki, jakoś to tam wszystko pospinaliśmy przy większej ilosci browarów i... nawet działało. No właśnie, teraz powinno paść pytanie: a jak to działało ? Na sucho dobrze, na mokro też. W garażu wszystko było tip top, w terenie również. Prędkość działania była zadowalająca. Cuda zaczęły się dziać parę miesięcy później: prędkość działania całych tych czujek zaczęła podupadać gwałtownie. No nie, oczywiście, że nie padły. Działały do końca, czyli aż do sprzedaży. Fakt, że reagowały bardzo wolno, ale czy na parkingu komuś śpieszno ? Tak ? Tobie śpieszno ? To idź sie skaturlaj tym swoim parchlem do Odry i zgiń na wieczność. Jednego matoła mniej.
No.
Się zdenerwowałem. Będzie mnie tu jakiś buc wkurwiał. A ja taki spokojny! Brat! Skocz na CPN!
Wracając do meritum sprawy: tanie czujniki cofania na alleDrogo są dobre dla osób powooolnych, które kiedyś były szybkie. Jeżeli spełni się owe kryterium, to owszem, można ustrojstwa używać, sprawdza się w samochodach z ograniczoną widocznością, ale pamiętajcie : POMAŁU ! Parking to nie tor wyścigowy!
Dalej -12. Śniegu jescze nie widać, słońca też nie, a już chciałem iść się opalać. Spisek jakiś, czy co ?
poniedziałek, 4 stycznia 2010
W związku z niewygraniem konkursu...
.. na blog roku 2007, usuwam ich linka z mojego spisu. Się na sztuce nie znają! Madzia się zna, Rajdowy Mieczysław się zna, brat się zna, mrówki się znają, a oni nie? No nie.
Test suszonej wołowiny! Exclusive!
Miałem przyjemność dzięki mojemu kochanemu Braciszkowi objeść się suszoną krową z BSE.
Oto przegląd pokarmów:
Oto przegląd pokarmów:
(Wildwest Hot'n'Spicy)
Wyśmienicie nadaje się jako przekąska. Mięso pokrojone na bardzo cienkie plastry, co wybitnie ułatwia pogryzienie zasuszonego zwierzątka . Wada: opakowania po 25 gram. w PL niedostępny. Podziękowania dla Brata! Ocena 5/5 !
(Jack Link's beef jerky)
Wielkie, albo można rzec ogromne, plastry mućki , na dodatek grube. 60% z nich są miękkie, co powoduje, że aż chce się jeść i jeść. Pozostałe 40% to męczarnia, jednak wołowina uzależnia jak narkotyk. Podziękowania dla PK za towar do testów. Ocena 4/5 ze względu na twardość. Na plus 115 gram.
(Beefjerky Cajun hot)
Średnie kawałki, w większości miękkie. Jak całą suszoną wołowinę, gryźć należy wzdłuż ścięgien. Cena 9,99zł w Leklerku. Ocena 4/5. Za dostępność w Polsce.
Test golarek!
Nadpełzł 2010 rok. Były święta, było obzarstwo, prezenty, wołowiny masę (suszonej), jeszcze więcej wołowiny, oraz wołowina. Suszona wołowina zawiera dużo żelaza, więc trzeba ją wcinać aż się uszy zatrzęsą. Mi się zatrzęsły, aż prawie zacząłem fruwać.
Nie, nie... test wołowin później. Teraz test maszynek do golenia.
Gillette Mach 3 vs Gillette Fusion vs Philips HQ8200 vs Philips Philishave
Mach3: trójostrzowa, wymienne wkłady. Goli dobrze, ale 90% wkładów na Polskim rynku do podróby, które tępią się po max tygodniu używania. Dodatkowo DA się nimi zaciąć! Ileż to razy się nimi poharatałem.
Ocena: 3/5
Fusion: nie wiem ile tu jest ostrzy ? 4, 5? Chyba pięć. Olać ilość. problem z podróbkami globalny. Do tygodnia czasu goli IDEALNIE. Później zaczyna się męczarnia, a po dwóch tygodniach korzystania z jednego wkładu to jakiś koszmar. Wybitnie trudno się zaciąć, no chyba, że dodatkowym trymerem. Ocena 4,9/5
Philishave
Używałem wcześniej Brauna. Nie wiem jakiego. Takiego czarnego, jednogłowicowego. Miałem dużo czasu, wolno rosły włosy na twarzy. Mogłem sobie na to pozwolić. W przypadku Philishave miałem już nieco mniej czasu, ale ciągle go było dużo. Efekt był taki, że pałowałem się z goleniem do 20 minut, żeby była skóra gładka. Ale i to pod jednym warunkiem: zarost musiał być minimum dwudniowy. Jednodniowy i golenie ? Nie, to NIE TA maszynka. Ocena: 2/5. Ze względu na zasilanie akumulatorowe.
HQ8200/17
Nowoczesna maszynka trójgłowicowa, trójcośtam (pierścieniowa). Goli jednodniowy zarost na gładko. Dla mnie to szok... Dwudniowy też. Mniejszy szok. Golenie zajmuje około 5 minut, a jak się dobrze popałuję, to z 8, byleby morda była gładka. Wada okrutna: brak zasilania akumulatorowego, trzeba się wieszać na kablu. Pewnie dzięki temu nie kosztuje 800zł, tylko połowę tej kwoty.
Wada inna : morda zarasta po paru godzinach od golenia, gdzie w tym czasie po goleniu Gillete Fusion, skóra była dalej gładka...
Jednak są zalety : wkład , podobno oryginalny do Fusion kosztuje około 15zł. Tępi się po tygodniu, więc około 60zł na miesiąc trzeba wywalać miesięcznie na cholerne wkłady. Po 6,66 miesiąca stać mnie na zakup HQ8200, a pewnie po roku na jakiś nowy wypust Philipsa. oczywiście, jakbym się nie golił i wyglądał jak rumun.
Ocena: 4,2/5
Nie, nie... test wołowin później. Teraz test maszynek do golenia.
Gillette Mach 3 vs Gillette Fusion vs Philips HQ8200 vs Philips Philishave
Mach3: trójostrzowa, wymienne wkłady. Goli dobrze, ale 90% wkładów na Polskim rynku do podróby, które tępią się po max tygodniu używania. Dodatkowo DA się nimi zaciąć! Ileż to razy się nimi poharatałem.
Ocena: 3/5
Fusion: nie wiem ile tu jest ostrzy ? 4, 5? Chyba pięć. Olać ilość. problem z podróbkami globalny. Do tygodnia czasu goli IDEALNIE. Później zaczyna się męczarnia, a po dwóch tygodniach korzystania z jednego wkładu to jakiś koszmar. Wybitnie trudno się zaciąć, no chyba, że dodatkowym trymerem. Ocena 4,9/5
Philishave
Używałem wcześniej Brauna. Nie wiem jakiego. Takiego czarnego, jednogłowicowego. Miałem dużo czasu, wolno rosły włosy na twarzy. Mogłem sobie na to pozwolić. W przypadku Philishave miałem już nieco mniej czasu, ale ciągle go było dużo. Efekt był taki, że pałowałem się z goleniem do 20 minut, żeby była skóra gładka. Ale i to pod jednym warunkiem: zarost musiał być minimum dwudniowy. Jednodniowy i golenie ? Nie, to NIE TA maszynka. Ocena: 2/5. Ze względu na zasilanie akumulatorowe.
HQ8200/17
Nowoczesna maszynka trójgłowicowa, trójcośtam (pierścieniowa). Goli jednodniowy zarost na gładko. Dla mnie to szok... Dwudniowy też. Mniejszy szok. Golenie zajmuje około 5 minut, a jak się dobrze popałuję, to z 8, byleby morda była gładka. Wada okrutna: brak zasilania akumulatorowego, trzeba się wieszać na kablu. Pewnie dzięki temu nie kosztuje 800zł, tylko połowę tej kwoty.
Wada inna : morda zarasta po paru godzinach od golenia, gdzie w tym czasie po goleniu Gillete Fusion, skóra była dalej gładka...
Jednak są zalety : wkład , podobno oryginalny do Fusion kosztuje około 15zł. Tępi się po tygodniu, więc około 60zł na miesiąc trzeba wywalać miesięcznie na cholerne wkłady. Po 6,66 miesiąca stać mnie na zakup HQ8200, a pewnie po roku na jakiś nowy wypust Philipsa. oczywiście, jakbym się nie golił i wyglądał jak rumun.
Ocena: 4,2/5
Subskrybuj:
Posty (Atom)