czwartek, 30 sierpnia 2007

teraz będzie o tym metalowym w paszczy

Zaraz oszaleję, to pewne ! Kanapkę wchłonąłem, ale lepiej mi idzie zasysanie zupy. Tak, zupa... coś, co uważałem, że jest wyłącznie dla osób chorych - zatem jestem chory, na pewno na umyśle, skoro na druciaka się zdecydowałem. Skutecznie mnie pojebało.
Jeszcze w cholerę mi się jeden zamek odkleił... wkurwiać się nie mogę, nie mogę również zgrzytać zębami, jeść porządnie ze smakiem również - tylko połykać. W takim razie mogę żreć byle co, bo przecież smaku i tak nie odczuwam. Podobno człowiek się do tego przyzwyczaja, ale mi to koszmarnie trudno wychodzi. Zresztą jakikolwiek ból, czy to fizyczny, czy też psychiczny jest dla mnie wielokrotnie bardziej męczący i dokuczliwy niż dla 99% ludzkości.

Zastanawiam się, czy nie poddać się hibernacji na dwa miesiące. I klawiaturka się ułoży, problemów z aparacikiem będzie mniej...

Jakiś nawiedzony aeroplan lata mi nad hacjendą. Byleby nie spadł na nią.

----------------
Now playing: Jan Hammer feat. TQ - Crockett's Theme 2006
via FoxyTunes

Demon w paszczy czyli Demon3 po instalce

Żem se instalnął Damona3. Fajny jest, jedzenie to koszmar, gryźć nie można, zamek na drugi dzień odpadł. Chyba mnie kurwica jasna strzeli. Trzeba się przenieść na zupy, bo wchłonięcie mięciutkiej kanapeczki z dżemikiem to przeżycie nie z tej ziemi. Później opiszę resztę...

poniedziałek, 27 sierpnia 2007

Globalne ocieplenie jest wszędzie...

.... wszędzie w naszym układzie słonecznym! Czy to na Ziemi, czy na Saturnie, a może na Marsie ? I Jowiszowi też się oberwało. Wychodzi na to, że ziemianie zaśmiecili cały układ ? Nie, nic nie zaśmiecili. Globalne ocieplenie jest, oczywiście, częściowo spowodowane działalnością człowieka, ale w większym stopniu... cyklem aktywności Słońca. No bo jak niby nasze spaliny i inne szkodliwe smrody dotarły na Jowisza ? Anomalie pogodowe występują wszędzie, ale to dopiero początek. Niedługo zobaczycie takie zmiany klimatyczne, że Wam szczęka do samej ziemi opadnie. Jakie to będą zmiany ? Na pewno takie, których ani Wy, ani ja się nie spodziewamy.

Zauważyliście pewnie nasilenie trzęsień ziemi ? No to zapraszam do lektury na ten temat. Wszystkiemu jest winne nasze Słoneczko.

czwartek, 23 sierpnia 2007

Świadomość ekologiczna oraz ekonomia.

Niby jest, a w zasadzie jej nie ma. Siedząc sobie w fotelu przed komputerem większość ludzi ma w dupie to, co się dzieje w przyrodzie w kraju, czy na swoim kontynencie. Lepiej! Centralnie w dupie mają też to, że na Alasce rozszczelnił się ropociąg i hektolitry klejącej mazi zalewa dziewicze obszary niszcząc wszystko, co znajdzie się na jej drodze. Albo pożary ropociągów w Kongo, czy Zimbabwe. Społeczeństwo konsumenckie, oczywiście w większości, nie widzi dalej niż poza czubek własnego nosa : jednak co by się stało, jakby ropa przestała płynąć ? 99% pojazdów mechanicznych przestałoby być zdatnymi do użycia. W sumie brzmi to doskonale, bo gro związków szkodliwych dla środowisko przestałaby być emitowana. Brzmi fajnie, nieprawdaż ? Tak, dla mnie tak. Do pracy dojadę rowerem emitującym śladowe ilości CO2 , jednak pozostali wydrą się na mnie, że niewygodnie, deszcz pada na głowę, zimno, niebezpiecznie. Z jednej strony prawda, z drugiej strony trzeba się poświęcać aby nie skończyć w pontonie w kolejnej powodzi tysiąclecia.
Może to dla Was czcze gadanie, bajdurzenie i ogólna ściema, ale coś w tym jest, skoro koncerny motoryzacyjne w końcu wzięły się za alternatywne metody zasilania pojazdów. Błędem powielanym od lat jest opieranie się dalej na paliwach kopalnych. LPG, CNG, ON... to dalej są paliwa kopalne. Zgadzam się, że można je wykorzystywać, ale obecne silniki mimo, że coraz bardziej dopracowane, mają ciągle za dużą dysproporcję pomiędzy sprawnością a ilością uzyskiwanej z niej energii...

A gdyby tak korzystać z metod bardziej alternatywnych, kompletnie "nieprzyjaznych", a tym bardziej niezrozumiałych dla naukowców ? Zaznajomcie się ze stroną : Congress:Top 100 Technologies

poniedziałek, 20 sierpnia 2007

lata mijają...

... i część osób, które nie muszą pamiętać, pamiętają. Ba! Dyplomację osiągnęły do tego stopnia, że podstępnie wyciągają ode mnie informację o urodzinach, imieninach czy innych problemach. Bardzo, ale to bardzo Wam dziękuję. Niespodziankę sprawiliście mi wielką. Naprawdę nie spodziewałem się.

Nie myślcie, osoby o zaawansowanej sklerozie, że się Wam upiecze! Ja pamiętam o Waszych rocznicach, już nie powiem w jaki sposób, a Wy... ? No, to ja wrzucam na luz i zajmuję się wyłącznie osobami z kółka wzajemnej adoracji. A co !

Na trzydziechę kupuję sobie trumienkę albo urnę. Starość nadchodzi.

sobota, 18 sierpnia 2007

jak trzeba jedzić. Crosspost

Żeby nie było, wkleję całą treść:

List do naszej redakcji - sekcji motoryzacja - przysłał Pan Andrzej z Warszawy. Czytamy:

- Wracałem z weekedu na Mazurach. O wypadku dowiedziałem się dopiero pod wieczór, w samochodzie z radia. Zacząłem więc jechać znacznie szybciej. Przede mną jakiś palant w Oplu ani widzi zjechać na pobocze. Jedzie środkiem, jadę na długich, spycham go na pobocze, ani myśli ustąpić! Cham i prostak. W końcu wyprzedzam go i ostro hamuję przed nim. Niech się nauczy zjeżdżać na pobocze przed autami, które się spieszą. Potem widzę, że dojeżdża za mną jak stoję na światłach w najbliższym mieście. Podchodzę i pytam 'czemu chamie nie zjechałeś?'. Mówi, że nieoświetlonych rowerzystów się boi i nie zjeżdża. Mówię, że jak się boi to niech w domu siedzi, a nie autem jeździ. Potem kolejni podobni pacjenci. Teren zabudowany. Lecę 130km/h. Gość przedemną 60-tką. Świecę światłami! Spycham na pobocze. Kolejny debil, co nie przyspieszy, ani zjedzie. W następnym mieście za gościem jadę, dopiero co czerwone się zaczęło światlo, a on hamuje. Normalnie musiałem się też zatrzymać. A mógł przejechać i ja bym też za nim przeszedł. Pół minuty do przodu! Potem droga z poboczem. Jadę slalomem. Spycham na pobocze tych z naprzeciwka, ostro daję światłami, że jadę środkiem i wyprzedzam na trzeciego, bo normalnie ciule nie zjadą. Jadą stówą środkiem i zadowoleni. Prostactwo i buractwo!

W tej sytuacji do Warszawy dotarłem grubo po 22. I wstyd się przyznać, że dopiero po 22 postawiłem moje świeczki ['][']['][']['] na odpowiednim forum. Choć całą drogę muszę powiedzieć jechałem wzruszony, bardzo przejęty tragedią i pełen współczucia. Nie wspomnę, że zdjęcia z katastrofy zobaczyłem dopiero po kilku godzinach!


źródło : http://galant.blox.pl/2007/07/Wypadek-pod-Grenoble.html

Mniamuśnie :)

środa, 15 sierpnia 2007

wycieczka krajoznawcza. Włodarz i himalaje

Sie ma! Albo sie nie ma. My akurat mieliśmy wycieczkę. My, czyli ja, Iwona oraz Ania. Miał być jeszcze mój imiennik, ale jakoś się nie pojawił. Punkt zborny ustalilismy u Iwony o godz. 9-ej. Śmiałem się wczoraj wieczorem, że nie wyjedziemy wcześniej niż o 12-ej. Moglem się jednak przymknąć i nie krakać jak wrona, bo prawie wykrakałem. Z 9-ej zrobiła się nagle 10-ta, bo obie panie tak ustaliły. Ok, nie ma problemu. Z 10-ej zrobiła się 10:30 (oszaleć idzie), 10:45 (no proszę państwa, ale to jest kpina!). Świetnie, ekipa się skompletowała, można wyruszać. Ustalamy trasę : najpierw do Walimia, później na górę Sowę. Iwona służy za GPS, bo cenny Asus wziął i zdechł. Niech go szlag! Zawsze jak coś jest potrzebne, to albo popsute, albo tego nie ma. Norma, trzeba się przyzwyczaić. Iwona dobrze się sprawiła jako pilot i chyba nawet nie pomyliła trasy. Doskonały pilot wycieczek, mogę śmiało polecić.
Przejechaliśmy przez Świdnicę i pędziliśmy do Walimia. Pędziliśmy to za dużo powiedziane, ponieważ co chwilę zgłaszał się rozpaczliwy alarm głosowy informujący mnie o prędkości.
O którejś tam godzinie, wąską drogą asfaltową dojechaliśmy do kompleksu Włodarz. Uprzedzając pytania : Włodarz to zespół poniemieckich sztolni, po drugie Włodek nie ma kompleksów, bo pił mleko i jest wielki.

Zwiedzanie miało się odbyć o godzinie 13-stej, czyli tak koło 12 z hakiem przyjechaliśmy. Ha! Okazuje się, że jeszcze coś pamiętam jak przez mgłę. Wchodząc na teren Włodarza ujrzeliśmy defiladę: (na zdjęciu: ciężarówka w pierwszej fazie wykonywania manewru wyprzedzania)

Jakaś trochę nieruchawa, ale zawsze.
Ja, dzięki doskonałemu węchowi i znanym skąpstwie wykryłem potajemny bar z jeszcze bardziej zakamuflowanym grillem, który ukrywał się centralnie na środku "ogródka" bufetowego. Pałętały się na nim kiełbaski za 5 zł które natychmiast zakupiłem (szt. 1) i skonsumowałem razem z bogatą ilością musztardy oraz chlebka.


(na zdjęciu : Skupienie na twarzy podczas konsumpcji . Trzeba się śpieszyć, gdyż sępy niebezpiecznie blisko musztardy się kręcą)

Po skończonym drugim śniadanku ułożyliśmy się przed wejściem do sztolni. Zawiało chłodem. Czyżby klimatyzatory tak cudownie chłodziły, a może ktoś urządził sobie lodówkę w podziemiach ? Pytania zaczęły się mnożyć jak króliki. Doszedłem do wniosku, za 5 13-sta, że lepiej ubrać polar na siebie, bo długo to w tej lodówce nikt nie wytrzyma. Pobiegłem do samochodu po ciuchy, i wróciłem też trybem przyśpieszonym. Język miałem do brody, tak się zmachałem. Założyłem kask, przeprosiłem i podziękowałem przewodnikowi za wyrozumiałość. Drzwi się za nami zamknęły, nastał mrok gdzieniegdzie rozświetlony lampami sodowymi. Przewodnik zaczął opowiadać interesujące historie. Jakie ? Musicie wysłuchać go osobiście, polecam. Pozwiedzaliśmy sztolnie na pieszo,



następnie ze względu na kupno biletów w wersji deluxe premium mogliśmy popływać łodziami po zalanych sztolniach.
(na zdjęciu : woda mineralna z dużą ilością fosforu)

To jest to! W najgłębszym miejscu woda ma 2 metry, ale średnio to niecały metr. Woda krystalicznie czysta, zimna przeraźliwie. Kąpiel w czymś takim na pewno nie należy do przyjemności.
Po zakończonym rekonesansie w sztolniach wyszliśmy na ciepłe powietrze... jakoś w tej klimatyzatorni było całkiem sympatycznie.

(na zdjęciu: jak miło, może jeszcze inne podziemia zwiedzimy?)

(na zdjęciu : rozmowa panelowa. W głębi jedna ze współtowarzyszek wycieczki)

Towarzyszki podróży podtrzymywały swój iście szatański pomysł na zdobycie górki o wdzięcznej nazwie "Wielka Sowa". Wielki to ja byłem, ale debil, że w ogole się zgodziłem drapać na tą cholerną górę ! I to jakimś żółtym, a później niebieskim, a później diabli wiedzą jakim szlakiem.
Teren wyglądał jak po precyzyjnym nalocie dywanowym, przynajmniej na początku. No i jak tu mnie zachęcić do łażenia nie dość, że pod górę, to jeszcze potykając się o masy kamieni, wędrując wśród leżących drzew (bo chyba była ostra wycinka) ? Nie da się ! No za cholerę nie da się. Nawet tajemniczy "prezent" nie okazał się mnie przekonać, bo już chciałem zawracać kurwując pod nosem na cały świat.

(Na zdjęciu : kurwuję)

I żeby nie było łatwo, to później było coraz gorzej. Pot lał się ze mnie strumieniami, czyli litrami. Nie mam kondycji do błądzenia po takich szlakach. Może na Ślężę bym wszedł bez większego problemu, ale ta góra zaczęła mnie wybitnie wpieniać. Może by zarządca tego burdelu pod nazwą park krajobrazowy wyrównał ścieżki ? Kim ja do kurwy nędzy jestem ? Kozicą górską !? Niech sam zapieprza od podnóża aż po szczyt tym szlakiem, jak taki cwany!
Składam wniosek o wyasfaltowanie jednego szlaku celem wjechania samochodem na sam szczyt!
Podobno trzeba ułatwiać sobie życie ?


(na zdjęciu : coś mi się wala pod nogami, trzeba wyyyysoko nogę podnieść)

Wdrapaliśmy się w końcu! W życiu więcej na żadną cholerną górę nie wejdę ! Omal nie zdechłem wpełzając na to kurewstwo! Znowu chcieli mnie podstępnie zabić! Na pewno ten paralotniarz wynajął je potajemnie aby mnie zabiły. Ciekawe ile dostały ?

(na zdjęciu : jestem bardzo, kurwa, szczęśliwy z wejścia. By to szlag!)

No a jak na górze, padnie pytanie : wieża odnowiona, ma nawet okna! Działa nawet system monitoringu (we Włodarzu też działa, mają naćpanych kamer od groma), stanowiska do wypoczynku pasywno-biernego przy grillu sztuk dużo, maszt z antenami sektorowymi. Ogólnie całkiem miło, no i ludzi też dużo. Jak oni weszli z wózkami dziecięcymi ? Nie wiem. Tak same w sztolniach : pewnie, najlepiej zwiedzać podziemia pchając wózek z dzieckiem przed sobą ... Wybitnie się parę osób popisało.

Zczłapując z tej debilnej góry na dół szło nam szybko i sprawnie. Nogi miałem już głęboko w dupie, zatem chciałem dostać się jak najszybciej do samochodu. Na szczęście stał tam, gdzie go porzuciłem.

Wnioski :
- Walim/Włodarz - polecam wszystkim !
- Wielka Sowa - a idź w pi..u ! Góra pojebana jak lato z radiem ! Nie masz kondycji - nie wchodź, bo nogi ci albo wejdą do dupy o wiele głębiej niż sądzisz, albo zupełnie odpadną i ich nie znajdziesz po paru kolejnych godzinach. Ja swoich do tej pory szukam. Zachowują się jak Yeti : nikt ich nie widział, ale wszyscy o nim opowiadają.

sobota, 11 sierpnia 2007

filtr sobie wymienię...

.. tak sobie pomyślałem. Podobno myślenie ma przyszłość ? Podobno. Po głębokiej i męczącej analizie problemu jaki tu filtr kupić, udałem się do wydawalni pieniędzy, czyli sklepu motoryzacyjnego. Od razu zostałem rozpoznany, gdyż przyszedłem z psem. Po krótkiej analizie problemu dostałem filtr. Po jaką cholerę mi filtr przeciwpyłkowy z aktywnym węglem ? Pieprzenie! Z węgla są zbudowane wszystkie formy życia.
Radośnie z krzywą miną zapłaciłem za filtr powietrza i przeciwpyłkowy (kabinowy?) i udałem się na miejsce nocnego spoczynku kiciusia. Zwierzak spał, a ja mu zacząłem remont kapitalny urządzać. Jaki byłem radosny, że udało się dostać do filtra powietrza. Wymieniłem ... no i zaczęło się ! Co za głupi chuj z forda wymyślił, aby pokrywa była przykręcana na śruby ? Łeb urwę przy samej dupie ! Wściekłem się, jak mi śruba spadła w głąb komory silnika. Tego już było za wiele ! Co za kurewstwo! Na szczęście udało mi się resztę przykręcić, co spowodowało u mnie głęboką chęć posiadania czwartej, zaginionej śruby. No tak, pod samochód nie wpadła, bo pewnie idiotka leży sobie na dolnej osłonie silnika. Udałem się w te pędy do Germaza celem zakupienia śrubki za 1-1,5zł. Wjechałem jak burza na ich teren, zahamowałem tak, że omal dęba nie stanąłem i pobiegłem czym prędzej do ich "sklepu". Jakże miło zostałem przywitany na "recepcji" - dobrze, że się zapytałem czy jest czynny sklep, bo by mi kolejnego forda wcisnęli... Wystarczy! Już nie jestem fanem tej marki.
Po rozmowie z człowiekiem w "sklepie" o specyficznej fryzurze doszliśmy wspólnie do wniosku analizując obrazki, że nie ma takich śrub! Jasna cholera! Jak nie ma wtyczki do nowego reflektora , bo jest wyłącznie z połową wiązki elektrycznej za 2K, to tutaj były, ale wyłącznie z filtrem powietrza. O cenę się nie pytałem, bo bym dostał szału... Miły człowiek udał się na podbój magazynu w poszukiwaniu śrubeczki alternatywnej. I znalazł! W cenie 1.48 . Obrzydliwa kwota.
Dokonałem zakupu i począłem montować to na ich podwórku. Rozłożyłem swój mini-warsztat,ale pech chciał, że klucz nasadowy nr 10 wpadł, jak śrubka, gdzieś w głąb komory. Na szczęście był widoczny i można go było jakoś wyciągnąć. Śrubokrętem się nie dało, patykiem też nie, na super-glue również. Na co się udało ? Na chińskie pałeczki, świeżo wyciągnięte z opakowania! Chiny uratowały mnie na chwilę obecną od szału (nie od depresji).

Ciekawe jak się wymienia ten drugi filtr... No i ile trzeba będzie się nad nim nazłościć ?

piątek, 10 sierpnia 2007

Pogotowie gazowe sobie dzisiaj nie pojeździ..

Jedziemy razem z kiciusiem do miejsca zarobkowania, przed nami mknie białe IVECO Daily - pogotowie gazowe. Nagle, ot tak, wylatuje mu z boku, z dużą siłą kawałek wału napędowego. A to peszek! Panowie daleko nie ujechali, a jeździć jeszcze długo nie będą bez napędu... Rozrywka z samego rana. Nie mógł się urwać wydech, albo silnik spaść na jezdnię ? Tylko właśnie ów nieszczęsny kawałek wału.

wtorek, 7 sierpnia 2007

Ostre przyprawy ?

Dzięki mojemu Bratu (respect & szacun Bro') uzyskałem tajemniczą miksturę trudno dostępną w Polsce. Na początku myślałem, że to sok z gumi-jagód , albo zmielony kurczak razem z grzędą. No cóż... na szczęście to nie były żadne jagódki, ani zwierzaki z przecieru posiadające dwa zwoje mózgowe.
Prawda leżała zupełnie niedaleko, bo aż w lodówce.
Jako fan ostrych przypraw i sosu Tabasco ujrzałem... najostrzejszą jej odmianę :
Test przypadł na porę obiadową : dziś pierś z kurczaczka. Po przetkaniu otworu wylotowego przy pomocy zapałki zacząłem skrapiać ścierwo zwierza. Okazuje się, że sos jest tak ostry, iż po paru chwilach kurczak zaczął sam po domu biegać, a ja za nim. Nic to.
Po dodaniu kwasu fosforowego do szklanki udałem się na wyżerkę. Mając w pamięci, co prawda krótkiej, ale zawsze jakiejś, smak Tabasco w wersji oryginalnej, wręcz pierwotnej, odważyłem się spróbować złapanej części martwego zwierzaczka. Co się okazało ? Wersja pierwotna to mały pikuś w porównaniu z tą. Powoli zaczynam się przyzwyczajać, ale czy jest coś jeszcze ostrzejszego ? Wiem, że podobno takie przyprawy nie wpływają pozytywnie na cerę, ale czy ja jestem jakaś modelka ? Tabasco rządzi, i to niekoniecznie w jakiś drinkach. Zresztą ostre piwo nie jest wskazane.